Podczas tego pobytu w Trapani planowałam spędzić cały dzień na Levanzo. Kiedy dowiedziałam się, że na Favignianie organizuje się Sagra delle cassatelle, postanowiłam połączyć wyjazd na Levanzo z sagrą na Favignanie, i to był błąd... I to nie jeden, bo popełniłam kilka błędów, i to takich, przed jakimi przestrzegam zwykle innych...
Ale od początku. Zacznę od prozaicznej sprawy - pytacie, czy brać na Sycylię przejściówkę (bo oni tu mają inne niż my gniazdka). Ja z reguły radzę, że nie warto, bo od dawna nie miałam z tym problemu. Umyłam włosy, wyjęłam z szuflady suszarkę (na wyposażeniu) - i tu problem: wtyczka nie pasuje do żadnego gniazdka, przejściówki brak! Oczywiście, powiem o tym Gianniemu i z pewnością przejściówka się znajdzie. Ale to na przyszłość, mokre włosy i co robić... Wiem, że przejściówka na ogół znajduje się przy takich urządzeniach jak lodówka - ale niestety, nie dałabym rady odsunąć tej lodówki. Już myślałam, że nic z tego, kiedy się okazało, że jest dostęp do gniazdka pralki (która znajduje się w kuchni). I tu strzał w dziesiątkę, to gniazdko pasuje do mojej wtyczki! Jeszcze nigdy nie suszyłam włosów w kuchni, ale zawsze można to zrobić pierwszy raz!
OK, gotowa, wysmarowana przeciwsłonecznie, z butelką pełną wody idę na przystań. I tu pierwszy problem: oczywiście, wiedziałam, że w święto na wyspy płynie dużo ludzi, ale nie przewidziałam, że w związku z tym będą problemy z biletami! Na wybrany przeze mnie rejs o 10.45 (Ustica Lines) nie było już biletów... Następny Siremar o 12.15. Czyli pół godziny tracę, no trudno. Ludzie w kolejce mówią, że warto kupić bilety na powrót, bo może być problem. No to może i bilet z Levanzo na Favignanę też warto - kupuję więc w Siremar bilet na Levanzo, a potem w Ustica Lines - na rejs Levanzo - Favignana i na powrót o 20.10: tak sobie wymyśliłam, bo skoro ja tam przybędę o 16.30 (wcześniej szkoda by mi było Levanzo), to żeby skorzystać z uroków sagry (święta ciasteczek cassatelle) chyba trzy i pół godziny będzie OK... Pamiętam sagrę w Castelvetrano, tyle tam było atrakcji, pewnie i tu tak będzie...
Myślałam, że wszyscy płyną na Favignanę, że na Levanzo wysiadam tylko ja, ale nie, trochę jednak ludzi tu wysiada. Ale już po chwili ich nie widać, szczególnie kiedy idę drogą z portu na wschód - spotykam co jakiś czas parę osób, ale bardzo niewiele. Wniosek: gdzie jak gdzie, ale na Levanzo można spokojnie się wybrać i w niedzielę i w święto! A myślałam, że w niedzielę nie warto, że będzą tu tłumy... Kolejne doświadczenie...
Podczas mojej pierwszej podróży na Sycylię w 2007 roku spędziłam pół dnia na Favignanie i drugie pół na Levanzo, poszłam wtedy drogą z miasteczka w drugą stronę, w kierunku zachodnim, usiłowałam obejść wyspę, co mi się nie udało (więcej na ten temat tutaj). Tym razem poszłam w odwrotną stronę. Ta strona wyspy okazała się zielona, kolorowa, przyjazna, są tu zacienione lasy, zatoczki, gdzie widziałam ludzi opalających się i nawet kąpiących. Dotarłam do wieży saraceńskiej, zajrzałam do niej, a także z okolicy wieży spojrzałam na środek wyspy, który okazał się doliną... Potem wróciłam do portu i miałam jeszcze ponad godzinę, poszłam więc po moich śladach sprzed 8 lat i chyba zrozumiałam, jaki wtedy popełniłam błąd - zeszłam ze ścieżki w dół, do morza i potem dalej już nie dało się iść. To było wtedy, teraz mogłam pójść ścieżką tak jak należy, ale ... musiałam już wracać, bo miałam kupiony bilet na Favignanę i musiałam zdążyć na wodolot... Szkoda!
Tymczasem na Favignanie - tu nastawiałam się tylko na atrakcje związane ze świętem, bo dokładnie zwiedziłam Favignanę na rowerze w październiku. Tymczasem sagra mnie zawiodła zupełnie! Owszem, ciekawe było spojrzeć na osoby ubrane na biało, które smażyły cassatelle - ciasteczka z nadzieniem, ciekawe jak to było zorganizowane - ludzie by dostać ciasteczka wrzucali datek do wielkiej puszki i przechodzili przez taki jakby tunel. No ale potem - dla mnie jedno takie ciasteczko wystarczy w zupełności, a trzy które dostałam to już przesada. Na placu było pełno ludzi, ale żadnych więcej atrakcji, żadnych stoisk, innych wyrobów. Muzyka grała z głośników, nikt nie występował, nic więcej się nie działo. No i okazało się, że mam jeszcze 3 godziny, jestem zmęczona i nie mam co robić... Gdybym nie kupiła biletu, mogłam wrócić wcześniej, ale ten kupiony bilet (10 euro) wymógł na mnie spędzenie na Favignanie tego czasu, który tak wspaniale mogłabym spożytkować na Levanzo... Chętnie poszłabym coś zjeść, ale nie coś słodkiego, a o tej porze otwarte były tylko lodziarnie i cukiernie. Więc jak w końcu zrobiła się siódma i otwarto pizzerię, zjadłam pizzę (alle vongole). Najpierw była całkiem dobra, ale oczywiście, jedna czwarta zaspokoiła mój głód, a potem już jadłam tylko dlatego że była i doszło do mnie, że właściwie to chyba nie lubię pizzy...
W końcu, jak jeszcze zdążyłam trochę zmarznąć przypłynął mój wodolot i wyruszyłam do domu. Moja rada, nigdy nie kupujcie biletu powrotnego na wodolot bo nigdy nie wiecie, kiedy będziecie chcieli wrócić... A ja wiem jedno: na Levanzo wrócę napewno, ale na Favignanę chyba nie - a w każdym razie nie w święto, nie na sagrę... Na rower, może na plażę, nie wiem. Levanzo - na Levanzo wrócę na wędrowanie.