Pantelleria to nie jest łatwa wyspa do spenetrowania, warto to wiedzieć. Przekonałam się jednak przez te kilka dni, że nie jest aż tak trudno, jak myślałam. W pierwszy dzień jednak, nieco wystraszona przez Toniego, który wykrzyknął: ale jak ty tutaj sobie poradzisz bez samochodu! zaczęłam się zastanawiać: no właśnie, jak?... Podobno autobusy nie jeżdżą, wyspa jest o wiele większa niż zapamiętałam, a ja przecież w te cztery dni miałam zamiar zobaczyć tu wszystko... Miałam pomysł, żeby wypożyczyć samochód na jeden dzień, żeby dotrzeć "wszędzie", ale już jadąc z Tonym zrozumiałam, że jazda po takim terenie to nie jest to, o czym marzę... Co więc robić?
Toni wymyślił, że zadzwoni do swojego przyjaciela, Peppe, który organizuje wycieczki po wyspie. I za chwilę pojawił się Peppe... I teraz mogłabym nie przestać opowiadać o tym niezwykłym człowieku, ale nie, jeśli chcecie, zajrzyjcie do mojego bloga z podróży... W każdym razie Peppe najpierw obśmiał się na moją chęć zobaczenia "wszystkiego" (zapytał, ile mam tygodni...), potem zaproponował mi wycieczkę samochodem dookoła wyspy, tak, żeby mogła jakby dotknąć tego, co tu najważniejsze. Trochę na początku mi było szkoda patrzeć, a nie robić zdjęć, bo jak z samochodu, potem jednak Peppe powiedział, żebym się nie krępowała powiedzieć, kiedy chcę pstryknąć (no cóż, ja bym chciała cały czas...). Przez te 5 godzin wycieczki zrobiliśmy 80 km... Do tego w wiele miejsc doszliśmy piechotą... Wiem, że taka wycieczka objazdowa to coś dla Amerykanów, ale mnie się ta opcja bardzo spodobała, bo zyskałam jakiś obraz tego, gdzie chcę dotrzeć sama i jak... Poniżej tylko niewielki procent zdjęć zrobionych podczas tej wycieczki...