W maju 2013 r. udałem się z żoną na Sycylię. Na etapie wstępnego planowania nie zamierzałem robić tygodniowego objazdu wokół prawie całej wyspy, ale ostatecznie tak wyszło. Pierwsze 3 noclegi mieliśmy w Palermo, następne 4 każdego dnia w innym mieście, tj: Syrakuzach, Katanii, Agrigento, Trapani. W większości przypadków jeden dzień na dane miejsce okazał się dla nas wystarczający (Syrakuzy, Agrigento). Odczuwam jednak pewne braki, ale o tym później. (poniżej - film z tej wycieczki!)
Pierwsze co stwierdziłem po wylądowaniu na lotnisku pod Trapani, to niesamowity zapach z pobliskiego morza. Zaskoczony też byłem, że o godzinie 20.30 było już ciemnawo. Myślałem, że jednak będzie większa różnica w stosunku do Polski.
Palermo, Monreale, Cefalu: piątek-poniedziałek Po wylądowaniu o 20.30 od razu o godz. 22 pojechaliśmy busem z lotniska do Palermo. Było ciemno, więc niewiele widziałem za oknem, poza górzystym terenem i światełkami na szczytach. Cały następny dzień (sobota) spędziliśmy na zwiedzeniu: katakumb Kapucynów (warte zobaczenia), Pałacu Normanów, Capella Palatina (średnie wrażenia, kolejka do kaplicy prawie na godzinę stania). Z tej części miasta warto od razu udać się do Monreale, co też uczyniliśmy. Tam było już bardzo sympatycznie - o wiele puściej, co bardzo sobie cenię, oraz urokliwie (krużganki!). Z Monreale rozpościera się też widok na całe Palermo. Wieczorem na kolację skoczyliśmy do Mondello (plaża 11km za Palermo), ale to raczej nie moje klimaty (głośno, tłoczno i wcale nie tak ładnie).
Niedziela okazała się bardzo dobra dla Palermo, miasto urosło w oczach. Najpierw miejscowy bazar w tych ich labiryntowych uliczkach (ulokowany na trasie przełajowej dworzec - katedra). Głośno, tłoczno, orzeszki, oliwki, owoce, warzywa i dużo ryb. Zwłaszcza ogromne tuńczyki robiły wrażenie. Następnie widzieliśmy bardzo ładną katedrę. Potem przecięcie ulic Via Maqueda i Vittorio Emanuele (cztery narożne kamienice), fontanna na Piazza Pretoria oraz obok dwa kościoły La Martorana i San Cataldo.
Na drugą połowę dnia pojechaliśmy pociągiem do Cefalu. Zaliczyłem jako jeden z nielicznych kąpiel w morzu, obejrzeliśmy panoramę miasta i udaliśmy się do centrum miasteczka. Wąskie uliczki, sporo turystów i ładna katedra na tle strzelistej skały. Cefalu to jest według mnie miejsce na 4-5h, nie ma potrzeby tam dłużej siedzieć.
Syrakuzy: poniedziałek/wtorek W poniedziałek rano wsiedliśmy w pustawy bus i po 3.15h dotarliśmy do Syrakuz. Po drodze oglądanie wyspy od środka. Wszędzie zielono i piękne góry. Przerwa na parkingu u podnóża Enny, akurat znalazł się czas na fotki.
Siracusa okazała się zupełnie inna wizualnie od tego, co widzieliśmy w Palermo i Cefalu. Potem okazało się, że całe południe wygląda w ten sposób, czyli nowocześniej, jaśniej. Udaliśmy się na zwiedzanie parku archeologicznego Neapolis, gdzie najpierw ogromne wrażenie zrobił na mnie mały park porośnięty drzewkami pomarańczowymi, oraz cytrynowymi, wpleciony w różne skałki, w tym w jaskinię Ucho Dionizesa. Następnie zobaczyliśmy Teatro Greco (akurat kamienne rzędy przesłonięte były drewnianymi ławami - teatr wciąż jest wykorzystywany) oraz resztki po Amfiteatro Romano. Do takich miejsc trzeba mieć dużą wyobraźnię, żeby z rozrzuconych kamieni potrafić w myślach zbudować coś realnego. Stąd udaliśmy się do kościoła San Giovanni, gdzie znajdują się drugie co do wielkości, po rzymskich, katakumby. Polecam, są zupełnie inne od tych w Rzymie.
Wieczorna część dnia to wyspa Ortigia, spacer wąskimi uliczkami. Standardowo najbardziej podobały mi się miejsca te nie odwiedzane przez turystów. Jeden dzień na Syrakuzy jest wg mnie wystarczający.
Katania, Taormina: wtorek/środa We wtorek rano wsiedliśmy w pociąg i o 10 zameldowaliśmy się w Katanii. Miasto przypomina Palermo, ale jest czyściej, bardziej południowo pod względem roślinności. Zabudowa też jakby mniej ponura. Zobaczyliśmy katedrę, główny plac oraz robiący duże wrażenie Teatro Romano. O 13 wsiedliśmy w autobus do Taorminy (niestety miałem problem ze znalezieniem przystanku, trochę mnie Włoch zmylił). Po drodze ciekawe widoki - po lewej Etna, po prawej morze i małe miejscowości. Sam podjazd na górę, gdzie znajduje się Taormina, też ciekawy wizualnie, natomiast samo miasteczko jak dla mnie męczące i przereklamowane. Pełno turystów, handel uliczny, wszędzie motywy Ojca Chrzestnego (koszulki, długopisy, muzyka w sklepie, itp.). Widok z góry świetny, widać na horyzoncie Kalabrię. Coś w tej Taorminie nie zagrało, może wyobrażenie było zbyt duże, ale mam wrażenie, że nawet teatr antyczny nie był tak ciekawy, jak ten poranny w Katanii. Mimo wszystko warto przyjechać (dla widoków), żeby potem nie żałować, że zabrakło „słynnej Taorminy”. Ale pół dnia to max. Ostatni rzut okiem na Etnę i wcześniejszy niż planowałem powrót do Katanii (autobus był pełny, podejrzewam że ostatni powrotny to może być ryzyko). Niestety, nie udało mi się wypożyczyć skutera i pojechać do Savoki. Taki miałem plan, chciałem wracać ostatnim busem lub wręcz pociągiem (ok. 22), tyle że Włosi mają siestę i wypożyczalnia miała przerwę 13-16.
Ostatecznie całkiem dobrze się skończyło, bo wieczór i kolacja wypadły na Katanię. Miasto nocą okazało się niezwykle żywe (przebija Palermo), no i trafiłem do najlepszej podczas całego wyjazdu Trattorii.
Agrigento: środa/czwartek Kolejny dzień, czyli rano udaliśmy się na przystanek autobusowy (w Katanii należy dokładnie sprawdzić skąd odjeżdża dany autobus - bo to wcale nie było takie oczywiste), skąd po 3.5h jazdy, najpierw autostradą w okolice Enny, następnie w kierunku południowo zachodnim, dotarliśmy na miejsce. Wyspa na południu jest zupełnie inna - miasta mają nowoczesną zabudowę, góry są niezbyt wysokie, dominują tereny z ogromnymi polami uprawnymi dla winorośli, oliwek. Sam Agrygent jest miastem na górze, o dziwo całkiem pustym, zwłaszcza nocą.
Najpierw udaliśmy się do Doliny Świątyń (warto), gdzie zachowały się w dobrym stanie starożytne, greckie budowle. Nie zapomnę gaju oliwnego oraz zupełnie pustej, nieuczęszczanej ścieżki wiodącej od Świątyni Zgody do muzeum archeologicznego. Cały fun polega na tym, że idzie się prawdziwie dziką ścieżką, z dala od asfaltowej drogi. Dookoła miejscowa roślinność, drzewka oliwne, kamienie, kaktusy i przebiegające zające. Idąc tak pod górę pozostawia się za plecami widok na Morze Śródziemne i Valle dei Templi. Muzeum ok, pod warunkiem że ktoś lubi oglądać 1000 waz, wisiorków, itp. Wieczorem kolacja w centralnej części miasta. Pusto, wąskie uliczki, tym razem sporo chodzenia góra – dół. Pełno dzikich kotów, które buszują w śmietnikach. Całkiem oryginalnie.
Trapani, Erice: czwartek/piątek W ostatnią podróż busem (3,5h) udaliśmy się do Trapani. Jedzie się wzdłuż wybrzeża morza śródziemnego, dominują pola z winoroślami oraz kilka fajnych dla oka miejsc (np. miejscowość na wzniesieniu Siculliana, czy też Sciacca tuż nad morzem). Cześć zachodnia wyspy – z perspektywy drogi - była najmniej ciekawa, mało „sycylijska”. Trapani wizualnie prezentuje się dobrze, nowocześnie. Udaliśmy się kolejką na górę, do Erice. Niestety, widoczność tego dnia nie była zbyt dobra. Mimo wszystko widoki z góry piękne, a i samo miasto klimatem bije na głowę Taorminę, czy też Ortigię w Syrakuzach. Tak samo chodzi się wąskimi uliczkami, a jednak tu jest o wiele sympatyczniej. Ok. godz. 18 pojawiła się chmura nad górą, gęsta mgła, zupełnie namacalna, na wyciągnięcie ręki. Niesamowicie to wyglądało, zwłaszcza widok z wagonika zjeżdżającego na dół do Trapani.
Wieczorem mały spacer po portowej części miasta i powrót do naszego noclegu, który niestety był najgorszy z całej wyprawy. Znajdował się na początku starej części miasta, budynki „lepianki”. W takiej oto piwnicy przyszło nam nocować. (B&B Casa Malvarosa)
Następny dzień (piątek) to był czas powrotu do Polski. Rano udaliśmy się jeszcze do części portowej miasta. O ile dzień wcześniej, nocą, miałem średnie odczucia co do miejscowości, to tym razem, po wizycie na targu rybnym, byłem usatysfakcjonowany. Usiedliśmy sobie na kamieniach nad samym morzem, zajadaliśmy się kupionymi oliwkami i orzeszkami i tak sobie miło siedzieliśmy w blasku słońca obserwując wyspy na horyzoncie. Miasto od tej strony, z widokiem na Erice, prezentuje się bardzo ładnie. Na koniec polecam wizytę w miejscowym parku, gdzie oprócz pawi, królików i kur trzymane są w klatkach papugi, w tym stara, bardzo miła zielona Amazonka, łasa na orzeszki nerkowca.
Gdybym miał 3 dni więcej W ciągu 7 dni można zobaczyć wyspę z każdej strony, czyli objechać ją na zaproponowanej przez nas trasie. Daje to dość dobre wyobrażenie, o przyrodzie, zabytkach. Plan się sprawdził, ale gdybym miał te 3 dni więcej, czyli w sumie 10 dni, byłbym w pełni syty. Chciałbym zobaczyć więcej przyrody, bo o ile włoskie miasteczka nie robią już na mnie takiego wrażenia (widziałem już dokładnie północ i środek Włoch, w tym południowy Neapol, który jest bardzo zbliżony do Palermo i Katanii), o tyle przyroda jest ponadczasowa i zawsze kojąca dla oka. Dlatego wydłużyłbym nocleg w Katanii do 2 dni i zrobił całodzienną wycieczkę na Etnę. Strasznie też żałuję miejscowości Savoca, gdzie oprócz tego, że kręcono tam kilka scen Ojca Chrzestnego, to jest to urocze, małe, sycylijskie miasteczko w górach. Wydłużyłbym też pobyt w Trapanii i popłynął na cały dzień na pobliskie wyspy Egadzkie, zobaczył San Vito, obok park Zingaro. Na pewno coś bym wymyślił.
Pozostałe wskazówki:
- w Palermo dworzec autobusowy jest dobrze oznakowany (tabliczki Terminal Bus, należy przejść centralnie przez dworzec kolejowy) - w Katanii jest problem, bo tam wszędzie w okolicy kręcą się autobusy. Akurat mój transport do Agrygentu odjeżdżał z Via D’Amico. Do innych miast busy jeżdżą z ronda przed dworcem kolejowym oraz (prawdopodobnie, nie sprawdzałem) z terminalu na rogu Via Archimeda i Via Enrico de Nicola.
- po wyspie warto przemieszczać się busami, jedyne polecane przeze mnie trasy kolejowe to odcinek Palermo – Messyna (3h), Palermo – Agrigento (2h) oraz Syrakuzy – Katania (1.10h), ew. Katania – Messyna, ale z wyłączeniem Taorminy, gdzie faktycznie do miasta na górze dojedzie tylko bus.
- jedyne zatłoczone autobusy, jakimi jechałem, były na trasie Taormina – Katania (100%) oraz Agrigento - Trapani ( 90%)
- warto udać się na miejscowe targi i kupić świeże oliwki, przeróżne ich odmiany
- tak samo warto kupować miejscowe owoce, zwłaszcza sycylijskie, słodkie pomarańcze
- Na Sycylii może z 10% osób mówi po angielsku, ale zawsze można się jakoś dogadać.
- w B&B nawet jeśli miało być wifi (tak piszą na stronach, ma być w pełni dostępny w pokojach), to często tylko w rejonie recepcji.
- najtańszym miastem okazała się Katania
Więcej zdjęć z wyjazdu w galerii.
Poniżej film z tej wycieczki:
Komentarze
Fajny filmik, mam w związku z nim pytanie . mozna się z Toba jakoś skontaktować?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.