W 2007 roku do tego cudnego jeziora dotarłam przypadkiem, potem poszłam w górę i prawie doszłam do miejsca, gdzie teraz mieszkam. Teraz poszłam w odwrotnym kierunku, ale żeby nie iść tą samą drogą, skręciłam w lewo, i to nie był najlepszy pomysł, bo znalazłam się na drodze, omijającej lotnisko. Drodze mało ciekawej, która nie miała końca. Nagle jednak minął mnie samochód. Minął, potem się zatrzymał i kiedy do niego doszłam, kierowca zaproponował mi podwiezienie, przepraszając za to, że mnie zaczepia ?!? a na dokładkę zapytał, czy ... znam Marzenę... Tak, Marzena ze swoim chłopakiem mieszkali chwilowo w miasteczku i byłam z nią w kontakcie, początkowo nawet miałam u nich mieszkać. Marzena opowiedziała o mnie panu, u którego pracowała, a on widząc taką samotną podróżniczkę maszerującą w całkiem bezsensownym miejscu, skojarzył... Dzięki temu podwiózł mnie w pobliże drogi, do której szłam...
Tym razem obeszłam jezioro dookoła, szłam z nogami w jeziorze, co nie wszędzie było łatwo (śliskie kamienie lub grzęski grunt). Potem poszłam jak wtedy ścieżką w górę...