Przede mną głęboki, bardzo rozległy krater. Z lewej strony dymią żółtawo fumarole. Głeboko w dole widać wyraźny, gładki czop, jak beton... Kiedyś, tylko nie wiadomo dokładnie kiedy, ten czop wyleci w powietrze i wypuści ze środka lawę, kamienie, gaz...
Aby obejść krater idę w prawo, muszę wejść wysoko na zbocze. Patrzę na wnętrze krateru z różnej perspektywy, na fumarole po przeciwnej stronie, na żółte wewnętrzne zbocze. Podziwiam zieloną płaszczyznę Vulcano Piano – nietknięte przez wulkan tereny.
Dalej pokazuje się bardzo wyraźnie Etna. I wszystkie te eolskie wyspy jak na dłoni... Sama nie wiem, co bardziej podziwiać, to co za morzem, na horyzoncie, czy to piekło na zboczach krateru.
Żeby obejść krater wchodzę wciąż wyżej i wyżej po czymś jak żleb. W końcu docieram najwyżej, patrzę na wybrzeża Kalabrii i Sycylii, wyraźnie widać Cieśninę Messyńską...
A potem zaczynam schodzić do piekła... Pode mną fumarole.